Safari nurkowe Egipt

safari nurkowe Egipt

Na zbiórkę spóźnia się jedynie Paweł. Precyzyjniej: biwakuje na lotnisku już od kilku godzin, ale na 30 minut przed odprawą wpada jeszcze na doskonały pomysł przestawienia samochodu na inny parking w środku miasta. Gdy już wszyscy jesteśmy odprawieni i zaczynamy wykonywać nerwowe ruchy poszukiwawcze, odbiera telefon z rozkosznie zdziwionym stwierdzeniem „Nie spodziewałem się, że o 18-tej na Żwirki są takie korki…”. W tym szaleństwie jednak zdaje się być metoda, bo za chwilę, jako jedyny, odprawia się bez kolejki. Na lotnisku czeka na nas jeszcze jedna, niespodzianka. Andrzej od lat jest głównodowodzącym naszych wypraw safari – niestety, w tym roku ulega szantażowi pana doktora i dostaje zgodę, aby nam dać jedynie pożegnalnego całusa na lotnisku. Moja żona łasi się nawet na chyba więcej niż jednego buziaka. Rozpoczynamy wyprawę – safari nurkowe Egipt.

Na podbój strefy wolnocłowej ruszamy ostrzeżeni przez Victorię: „Podczas nurkowania tolerujemy narkozę wyłącznie azotową”. Jednak męska część naszej ekipy zdaje się wiedzieć lepiej. Przelot upływa nam zatem na radosnych powitaniach, relacjach co-u-kogo-wydarzyło-się-nowego w ciągu ostatniego roku oraz dręczeniu współpasażerów naszą radością i planami. Szybka drzemka skraca czterogodzinny lot do Hurghady.

Egipt wita nas upałem o 1 w nocy oraz znajomymi pokrzykiwaniami „Visa fiftin dollars” i بقشيش بقشيش. Jeszcze 5 godzin (z przerwą na sheeshę i siusiu) i docieramy o świcie do Port Marsa Ghalib. Contessa Mia już czeka w porcie.

Contessa Mia

Nie możemy wyświetlić tej galerii.

Wybieramy po raz kolejny tę samą łódź safari Contessa Mia. Dlaczego? Bo to jedna z większych i wygodniejszych łodzi nurkowych safari w Egipcie. Zawsze jest w doskonałym stanie technicznym (co roku odnawiana), zapewnia nitrox w cenie. Do tego dodać należy jeszcze dwa wygodne salony z dużymi telewizorami LCD, szerokie koje (zamiast piętrowych łóżek) i darmowe WiFi. Jeszcze jeden ważki powód: zdecydowaliśmy się w tym roku na mniej uczęszczaną i bardziej wymagającą, położoną na dalekim południu trasę safari. A bardzo niewiele łodzi safari ma pozwolenie, aby tu docierać. Contessa Mia natomiast zawiezie nas tam z wielką przyjemnością. Zatem żyć nie umierać i okrętować się. Najdzielniejsi od razu rozpakowują sprzęt do skrzynek, aby już za kilka godzin zaliczyć pierwszego nurka. Mniej wytrwali i zmęczeni podróżą potrzebują kilku/nastu/dziestu godzin snu, aby wyrzucić z siebie pozostałości wyczerpującej podróży.

Ruszamy na safari!!!!

Dedalus Reef

Nurkowanie na Dedalus ReefPo rozpływce na rafach w okolicy Marsa Alam, płyniemy na pierwszy przystanek w safari po National Parks – Deadalus Reef. To niewielka wyspa, otoczona około 500 metrową rafą, ze stromo opadającymi ścianami koralowymi. Wyprawę zaczynamy z wysokiego C, bo Dedalus jest jednym z miejsc, gdzie często można spotkać duże ryby oceaniczne oraz tak wyczekiwane przez nas rekiny młoty. I faktycznie – już na jednym z pierwszych nurkowań trafiamy na hummer-head’a! Nurkowania są jeszcze w miarę płytkie i spokojne – po dłuższej przerwie musimy się rozpływać, zanim zejdziemy dalej na południe na trudniejsze i głębsze nurkowania.

Wysepka Dedalus gości także niewielki posterunek wojskowy z okazałą latarnią morską. Na wyspie nie widać szczególnego ruchu, także pomosty do niej prowadzące sprawiają wrażenie bardzo zniszczonych i zaniedbanych. Nie przeszkadza to jednak panom w snuciu planów inwazyjnych. Apetyty zostają nawet zaostrzone w chwili, gdy widzimy dobijające do wyspy pontony z dwóch innych łodzi safari. Tymczasem kapitan i przewodnicy odnoszą się do naszych pomysłów z daleko posuniętą rezerwą, wyjaśniając, że wyspa ma status obiektu wojskowego i wstęp na nią jest surowo zabroniony. Nie bardzo to rozumiemy, do chwili gdy na horyzoncie pojawia się i zaczyna do nas bardzo szybko zbliżać statek w szarych, wojskowych barwach. Po kilkunastu minutach okazuje się, że sunie na nas pełną parą egipska korweta rakietowa! Gdy podpływa na kilkaset metrów kapitanowie wszystkich łodzi safari wysyłają umyślnych na pontonach, aby sprawdzić o co chodzi. Okazuje się, że wizyta kilku pontonów na wyspie wcale nie została niezauważona i jednostka ma za zadanie sprawdzić, kto i dlaczego pakuje się z butami na teren wojskowy. Kapitanowie, którzy zezwolili na „wycieczkę na wyspę”, dostają karę i zagrożenie stratą licencji na dowodzenie łodziami safari… Taka wersja przynajmniej została nam oficjalnie przedstawiona. Rzecz jasna – nie uwierzyliśmy.

Nie możemy wyświetlić tej galerii.

Zamiast tego, istnieje jeszcze inna teoria dotycząca tego incydentu. Noszący przyciemniane okulary i ciągle gadający do własnego rękawa, nasz kolega, którego imię boimy się publicznie podać, jest bezsprzecznie jedną z osób najważniejszych dla bezpieczeństwa narodowego Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. I chociaż starał się podróżować z nami in cognito, to jego twarz została zdemaskowana zarówno na Okęciu, jak i lotnisku w Hurghadzie. Czyżby zatem Ojczyzna upomniała się o niego w tej ważnej chwili? A może to macki jakiegoś obcego mocarstwa? W obliczu groźby uprowadzenia stajemy oczywiście murem za naszym kolegą i uzbrojona w rakiety korweta musi skapitulować wobec naszej determinacji… Sądzę, że właśnie to wyjaśnienie incydentu jest bliższe prawdy. Jednakże, dla dobra bezpieczeństwa narodowego, bardzo proszę Cię, Drogi Czytelniku, nie rozpowszechniaj jej dalej.

Rocky Island i szmaragdowy Zabrgad

Rocky Island i Zabargad to dwie, położone od siebie o rzut kamieniem wyspy. Mniejsza, Rocky, to jak sama nazwa wskazuje kawał wystającej z wody skały, upstrzonej niemiłosiernie wrzeszczącymi mewami, rybitwami i głuptakami. Wyspę otaczają bogate ściany korali z licznymi przewieszeniami i niewielkimi jaskiniami. Wyspa leży na otwartym morzu, zatem można tu spotkać także duże ryby oceaniczne i rekiny.

Nurkowanie na ZabargadZabargad to z kolei jedna z większych wysp na Morzu Czerwonym. Była znana już od ponad 35 wieków temu (tak, to nie pomyłka) za sprawą występujących tutaj drogocennych minerałów – oliwinów. Kamienie kolorem nawiązują do złota, dlatego już w starożytnym Egipcie z oliwinów wykonywano ozdoby, talizmany oraz używano ich do celów ceremonialnych (nawet dzisiaj kamień jest symbolicznie wręczany parom na 16-lecie ślubu). Regionem, gdzie w starożytności pozyskiwano najwięcej kamieni były właśnie wyspy Zabargad oraz St. Johnes. Nas jednak nie interesują ani legendy o wiedźmach-strażniczkach, ani same kopalnie – koncentrujemy się na nurkowaniu.

Nurkujemy na ścianach i płytszych rafach koralowych otaczających wyspę. Jest przepiękny, słoneczny dzień, dzięki czemu mamy doskonałe światło wydobywające całą paletę barw korali. W licznych jaskiniach i przewieszeniach wyszukujemy interesujące ryby i wielgachne gorgonie. Liczby: 2 nurkowania, 145 minut pod wodą, dużo zachwytów i mnóstwo kolorowych rybek (których nazw nie znam – co nie zmienia faktu, że bardzo mi się podobają).

Robimy też nurkowanie w mniej znanym i uczęszczanym miejscu o dźwięcznej nazwie Stairway to Heaven. To spokojne nurkowanie, zakończone wspinaczką z 20 do 5 metrów po schodach z korali. Powoli wynurzamy się w korytarzu z rafy koralowej aby na końcu przepłynąć pod wieńczącym całą drogę łukiem. Łodzie safari trafiają tu bardzo rzadko – a szkoda, bo naprawdę warto.

Zabargad jest otoczony prześliczną laguną, odciętą od morza ścianą rafy koralowej. Dlatego przerwa pomiędzy nurkowaniami zostaje skutecznie wykorzystana na pluskanie się w krystalicznej wodzie, snorklowanie nad płytka rafą oraz skoki do wody (najodważniejsi zaliczają nawet trzeci, najwyższy pokład naszej łodzi safari Contessa Mia). Po drugim nurku opuszczamy rafę i przenosimy się na płytsze wody w celu nocnego nurkowania.

Nie możemy wyświetlić tej galerii.

Nocne nurkowanie robimy na płytkiej rafie (maksymalnie 20 metrów), z mnóstwem słupów, zaułków, przewieszeń i zakamarków. Na urok ryb nie można narzekać, ale w zamian rafa uracza nas bogactwem skorupiaków, ślimaków oraz innych, nienazwanych stworzeń. Rozgwiazdopodobne stwory zasuwają po ścianach w równym rytmie przebierając milionem miniaturowych nóżek, plujący jadem jeżowiec wygląda jak chińskie kadzidełka, a inny mikroskopijny skorupiak iskrzy prądem pomiędzy odnóżami. Jest co oglądać! Spędzamy z Victorią dobre pięćdziesiąt minut na podglądaniu tych dziwów ignorując natarczywe grzechotanie naszego przewodnika. Kolejny udany nurek za nami. Teraz pora na kolację i ruszamy w drogę w kierunku Elphinstone.

Elphistone, czyli nabomblowani widzieli słonia…

Na Elphinstone Reef docieramy o 4 nad ranem. Wyjątkowo, jak na to miejsce, na i nad wodą panuje absolutna cisza: brak wiatru oraz gładkie jak tafla szkła morze. Niby to dobra wiadomość dla cierpiącej podczas bujania Victorii – niestety, okazuje się, że gdy nie ma wiatru, łódź nie może zacumować na rafie i musi jeszcze chwilkę pokrążyć. Wołanie Samira „Breeeeefffffiiing” ściąga wszystkich na górny pokład; zaczynamy odprawę przed nurkowaniem.

Elphistone Reef to jedna z ciekawszych i chętniej odwiedzanych raf w Egipcie. Także dlatego warto tu dotrzeć jak najwcześniej rano – bardzo szybko robi się gęsto od łodzi i nurków (my jesteśmy pierwsi na nurkowisku). Rafa ma kształt długiego na 200 m wrzeciona, z kilkoma plateau (od położonych przy samej powierzchni, do najgłębszego na 50 metrach), z opadającymi po wszystkich stronach pionowymi ścianami. Na rafie znajdziemy bardzo rozbudowane formacje twardych i miękkich korali i sporo życia podwodnego. Ułożenie rafy na linii północ-południe sprawia także, że można tu nurkować praktycznie o każdej porze dnia, wybierając w danej chwili najlepiej nasłonecznioną stronę. Nurkując należy się jednak przygotować na silne w tym miejscu prądy, które z łatwością mogą wyrzucić nurka na otwarte morze baaardzo daleko od łodzi. Nurkowanie z bujną wyobraźnią (oraz ci po dłuższym pobycie poniżej 30m) twierdzą także, że rafa przypomina słonia: tylko takiego bez nóg, tułowia oraz uszu…

Pierwsze nurkowanie dedykujemy poszukiwaniu rekinów młotów: po północnym zboczu schodzimy na 40m i odpływamy w blue w poszukiwaniu hummer head’ów. Rekiny (dobrze opłacone) pojawiają się punktualnie w wyznaczonym miejscu, na około 50 metrach. Najpierw szare oceaniczne – zataczają odległe kręgi przyglądając się z zainteresowaniem naszej grupce; później coraz bliżej w asyście upragnionych hummer head’ów. Podniecona ekipa, w pogoni za najlepszymi ujęciami, tylko troszkę gubi pływalność na ustawowych 40 metrach. Na tej głębokości strzałka manometru zasuwa jak prędkościomierz w rajdówce Małysza i niestety dosyć szybko musimy wracać płycej. Rekiny zaciągnęły nas także ładny kawałek drogi od rafy i czeka nas kwadrans pedałowania pod prąd. Po dotarciu do rafy w butli zostaje już tylko 80 bar, zatem grzecznie unosimy się coraz płycej. Osiemnastominutowy safety stop jest doskonałą okazją do wymiany (na migi i mormorandem) pierwszych wrażeń z nurkowania.

Nie możemy wyświetlić tej galerii.

Dzisiaj robimy jeszcze 2 nurkowania na Elphinstone: pierwsze na ściance, w drugim Jasio przegania nas w katorżniczym tempie przez całą długość rafy. Wczesnym popołudniem opuszczamy rafę i płyniemy na spokojniejsze wody na nocnego nurka.

Night dive i papugi w woreczkach.

Woda odrobinę mętna, mnóstwo meduz (co koledzy nurkujący w shortach oraz bez kwitują siarczystym i niecenzuralnym określeniem). Kolorytu dodają dziesiątki polujących skrzydlic. Jedna z ulubionych (i cokolwiek okrutnych) zabaw nurków podczas night dive, czyli polowanie latarką i skrzydlicami na małe rybki, zostaje uprzedzona surowym ostrzeżeniem naszego przewodnika „Tego nie robimy”. O tym, że nie świecimy rybkom w oczy i nie denerwujemy muren dobrze wiedziałem już wcześniej. Ale dzisiaj dowiaduję się innej ciekawostki: wiele gatunków ryb (w tym Parrot fish) na czas snu wytwarza wokół siebie pęcherzyk ze śluzu. Ma to służyć zarówno ochronie przed drapieżnikami, jak i spokojnemu odpoczynkowi. Zaświecenie w oczy, a w efekcie zbudzenie i poruszenie się śpiącej ryby, owocuje zerwaniem pęcherza. Ryba wybita ze snu nie będzie w stanie powtórzyć już operacji owinięcia się śluzem i pozostanie na resztę nocy bezbronna. Zatem do naszej listy powodów nie świecenia w oczy dodajemy kolejny.

Deser z żółwia i ośmiornicy

Ostatnie nurkowania robimy w środowe przedpołudnie. Musimy wyrobić się do czternastej, bo jutro czeka nas lot powrotny do Polski. Dlatego na poranne nurkowania wybrane zostają okolice Port Marsa Ghalib. Płytka zatoczka jest otoczona z trzech stron 20-metrowymi ścianami rafy – po naszych poprzednich nurkowaniach, wewnętrzna część rafy nie powala na kolana; drugie nurkowanie, na zewnętrznej rafie jest już ucztą kolorowych ścian koralowców. Nas jednak bardziej interesuje życie w morskiej trawie na środku zatoki. Wyruszamy w poszukiwaniu dużych zielonych żółwi oraz nikłą nadzieją na spotkanie dugonga (który w czasach prehistorycznych tutaj podobno mieszkał). Plan żółwiowy zostaje wykonany w stu procentach (szczęśliwcom dane jest nawet przez kwadrans baraszkować w trawie z ponad metrowym żółwiem), dugong, zgodnie z przypuszczeniami, nas nie zaszczyca. W drodze powrotnej przewodnik serwuje nam jeszcze deser z ośmiornicy obmacującej kamienie rafy w poszukiwaniu pożywienia.

Tym sympatycznym epizodem kończymy nasze nurkowania. Pozostaje nam płukanie, suszenie, pakowanie sprzętu oraz droga powrotna do Port Ghalib.

Deser z Port Ghalib

Do portu dopływamy późnym popołudniem. Przewidując dalszy bieg wydarzeń w portowych knajpkach, przekładamy kolację na późne godziny. Przed wyruszeniem w miasto wprawiamy się jeszcze w wyśmienite nastroje ostatnimi promieniami słońca na sundecku; atmosferę rozgrzewają Jasio i Grzesio tańcami przy rurze i wtórująca im Marta. W mieście rozkładamy obozowisko w jednej z restauracji, zamawiamy sheeshę, wyśmienite jedzonko i korzystamy z happy hour w barze. Następuje pierwsza wymiana wspomnień na gorąco, pierwsi wzruszeni zaczynają chlipać przed pożegnaniem, ustalamy termin i miejsce spotkania wspominkowego po powrocie.

Kończymy nasze safari. Żegnamy się z naszą Contessa Mia, z przewodnikami i całą załogą. Teraz już czekamy tylko na film z wyjazdu i kolejne udane safari za rok.

Nie możemy wyświetlić tej galerii.

W safari z przyjemnością uczestniczył i relację popełnił
Adam Iwanowski

A Piotr nas zaskoczył szybko zmontowanym filmem. Krzysiek obiecał, że zmontuje drugi film, ale wypas… Dziękuję Wam wszystkim za super towarzystwo i fajną atmosferę i do zobaczenia już bardzo, bardzo niedługo. Victoria

Tagi strony: , , ,

Zobacz także najnowsze oferty naszych wyjazdów nurkowych:

2 komentarze do wpisu Safari nurkowe Egipt:

  1. Piotr pisze:

    pienknie- odkryles talent humanistyczny wewnatrz siebie?;P
    a eftepa z fotami dostaniemy?

  2. Adam Iwanowski pisze:

    Się robi!

    Mam w tej chwili prawie 3 GB zgranych zdjęć (a nie wszyscy jeszcze dali swoje zdjęcia!). Link do pobrania zdjęć przesyłam na maila.

Napisz komentarz: